Moc olejków od Bielendy
Dziś piszę dla Was recenzję olejków z firmy Bielenda.
Mam do przedstawienia olejki w dwóch różnych formach, także zaczynamy!
Opowiem, Wam o Abisyńskim, nawilżającym olejku w kremie Body Booster
oraz Egzotycznym, regenerującym olejku do ciała Monoi de Tahiti.
Każdy z nich jest olejkiem, ale każdy z nich ma inną formułę i konsystencję.
Pomimo iż oba produkty wydają się niemalże takie same, mają nieco inne właściwości
i wgl są inne!
Zresztą przekonacie się o tym za chwilę :)
Zaczniemy o olejku w kremie i to nie bez przyczyny!
Skradł on moje serce od pierwszego użycia! Dlaczego?
Czasami [albo prawie zawsze...] jestem ogromnym niecierpkiem, jeżeli chodzi o nakładanie olejków. Zazwyczaj wchłaniają się godzinami, a skóra zostaje cała klejąca - czego szczerze nienawidzę!
Aaaale... na ratunek przychodzi Body Booster od Bielendy!
Przez niego znowu pokochałam olejki do ciała!
Gładko i szybko się rozprowadza, wystarczy niewielka ilość, żeby pokryć spory fragment skóry,
i co najważniejsze (!!!) błyskawicznie się wchłania, za co kocham go najbardziej!
To zasługa świetnej formuły zbudowanej z kremu nawilżającego i olejków.
Czyli połączenie dwóch świetnych produktów w jednym opakowaniu. I do tego ten piękny słodki,
ale nie przesadzony zapach...
Czas na efekty stosowania!
Dla mnie jako posiadaczki bardzo suchej skóry, ważne jest, aby nadać jej miękkości i nawilżenia już po pierwszej aplikacji. I tak właśnie dzieje się w przypadku tego abisyńskiego olejku. Już po nałożeniu skóra momentalnie staje się nawilżona, odżywiona i elastyczna. Podoba mi się też,
to że Body Booster pozostawia delikatny, wręcz niewidoczny film na skórze, który jeszcze przez długi czas pracuje nad nieskazitelnym wyglądem ciała.
Najwięcej ukłonów, należy poczynić w stronę cudownego olejku abisyńskiego, który zawiera całe mnóstwo nienasyconych kwasów tłuszczowych oraz szybko i bez problemu dociera w najgłębsze warstwy skóry, tym samym uzupełnia utracone lipidy i zapewnia intensywne nawilżenie.
Polecam go Wam z całego serca!
Naprawdę warto go mieć w swoim pielęgnacyjnym arsenale!
Drugie cudeńko, które przywróciło mi wiarę w olejki to Monoi de Tahiti, czyli egzotyczny, regenerujący olejek do ciała. Tak, wygląda jak najzwyklejszy olejek taki, klejący i wchłaniający
się godzinami... otóż pozory mylą! Muszę zacząć od zapachu, bo to jest mistrzostwo świata!
Pachnie tak obłędnie słodko jak najpiękniejsze wakacje w tropikach! Nawet czujemy ciepełko egzotycznego słonka, serio! Jeżeli nie byliście nigdy na takich wakacjach,
to to jest właśnie do nich portal!
No i jak Wiecie (a jak nie wiecie to już wiecie) moje sceptyczne podejście do psikanych olejków przechodzi wszelkie granice! Ale znowu Was zaskoczę! (Tak, mogę być Waszym olejkowym przewodnikiem, bo mam względem nich spore wymagania :)
Ten z pozoru zwykły olejek nie jest znowu taki zwykły!
Rozpylający aplikator daje możliwość naniesienia odpowiedniej ilości produktu na skórę,
kilka machnięć dłonią i jesteśmy nawilżone od stóp do głów.
Formuła olejku nie jest do końca taka tradycyjna, w sensie "Wlejmy jakiś olejek do
psikanej butelki i będzie fajnie!". Jego specyfika jest na tyle innowacyjna, że pozostawia film na skórze, ale taki pielęgnująco-przyjemny. Nie jest to ciężka, tłusta warstwa tylko ledwo wyczuwalna mgiełka, która absolutnie mi nie przeszkadza, (a wiecie jakie mam wymagania...).
Co z tego ma moja skóra?
Wcześniej już pisałam, że jest mega sucha i brak jej odżywienia....
Regenerację i ujędrnienie daje jej ten właśnie olejek monoi. Z racji tego, że ma właściwości odbudowujące, przywraca zdrowy blask i dobrą kondycję. Można to zauważyć już po pierwszych dniach stosowania.
Dodatkowym atutem tego produktu jest moc relaksująca. To ten idealnie skomponowany zapach daje uczucie odprężenia i sprawia, że czujemy się jak w najlepszym salonie SPA!
Dla mnie jest warty uwagi i podobnie jak Body Booster,
powinien się znaleźć w Waszej kosmetyczce!
Na dziś to tyle o olejkowych cudach od Bielendy.
Zapraszam na stronę bielenda.pl gdzie znajdziecie te i wiele innych cudownych kosmetyków!
Komentarze
Prześlij komentarz